środa, 23 listopada 2011

kiełki poszły w ruch

Dziś był dziwny dzień.
Rano przed pracą wypiłam wodę, zjadłam cztery suszone śliwki a później gruszkę, jabłko i banana. Do pracy wzięłam ze sobą prowiant i na śniadanie w pracy zjadłam warzywa, kanapkę z gotowanym kurczakiem i kiełkami. Niestety około 13 godziny okazało się, że mi to nie wystarczyło i zrobiłam się strasznie głodna, aż słaba. Usiadłam zaparzyłam sobie kawę i stwierdziłam, że muszę coś zjeść bo inaczej padnę. Jak na ironię w pracy były tylko ciastka/herbatniki, więc zjadłam z 7 sztuk. Stwierdziłam, że nie mogę być głodna, bo to będzie jeszcze gorsze niż te ciastka. Oczywiście jako przykładna strażniczka wagi, zapisałam sobie ile to ma kalorii, spisałam sobie ilość tłuszczu. Przyszłam do domu, sprawdziłam na kalkulatorze ile to ja punktów tymi ciastkami zmarnowałam i mało nie padłam z krzesła- całe 8 (osiem!!!).
Więc na obiad zgotowałam garnek barszczu za 1 punkt.

A z dobrych wieści to kiełki dziś dojrzały i poleciały prosto do sałatki na kolację.
Kolacja dziś za 4,5 punkta:
75 gram łososia- 2,5pkt
kiełki- 0pkt
sałatka (rzodkiew, awokado, ogórek, sałata)- 1pkt
oliwa- 1pkt


I tym sposobem dzisiejszy dzień zamykam 20 punktami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz