wtorek, 6 września 2011

dzień 44, kara

No i nadszedł ten dzień, że naszła mnie pokusa. Od rana jakoś tak dziwnie głodna chodziłam, mimo, że ładnie i śniadanie zjadłam i później owoce, to cały czas mi mało było. No i los chciał, że byłam akurat w pracy i na obiad był tak zwany quiche (kisz) z cebulką i boczkiem i serem zapiekany. No i dupa i zjadłam kawałek około 300 gramów, bo oczywiście wagi nie miałam ze sobą i ani to odważyć ani co. I smaczne było i się najadłam...
     Ale nie ma tego dobrego, po godzinie przyszła na mnie kara. Mój brzuch zaczął mnie okropnie boleć, jakbym skurcze jakieś miała, nie umiałam się wyprostować. No i ledwo do domu doszłam, położyłam się i przeszło po godzinie. Dramat! I po co mi to było!!!... :(

W każdym razie pojechaliśmy na zakupy, okupiłam się w warzywa i owoce, aby tym razem mi nie zabrakło:)) I zrobiłam sobie szejka z papai, jabłek i zieleniny. Całość za 2,5pkt, bo dodałam łyżkę soku z agawy.
Kilka zdjęć z centrum dowodzenia:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz