poniedziałek, 3 października 2011

ważenie

Na początku tygodnia było bardzo ciężko. Jakaś taka presja poprzedniego ważenia na mnie wisiała, a do tego nie umiałam zapomnieć, że waga poszła w górę. I czym bardziej się starałam jeść zgodnie z planem, tym bardziej nie jadłam! Stawałam codziennie na wagę i nic, waga prawie stała przez kilkanaście dni. Taki postój na mnie strasznie działa. Dezorientacja totalna. Ale jakimś cudem około środy się opanowałam, zrobiłam listę produktów, porządne zakupy i jakoś wróciłam na dobre tory.

I tak dziś zaczynam XI tydzień diety z wagą 67.7kg czli -0,7kg od ostatniego tygodnia
czyli w sumie -7,8kg od początku diety! hura:)

Taka lista moich grzechów z poprzedniego tygodnia:
- w poniedziałek wyjadłam wszystkie punkty przed godziną 15, a później biedna musiałam kombinować jakieś sałatki zeropunktowe!!!
- raz w pracy bez powodu zjadłam duży kawałek ciasta a do tego jakieś kruche ciastka w sumie 6-8 sztuk!!!
- nie umiałam się powstrzymać przed frytkami i smażoną na oleju rybą!!!
- raz zjadłam ponad 5 sztuk yorkshire pudding zamiast jakiegoś normalnego obiadu!!!
- zdarzyło mi się na kolację zjeść 3 chlebki typu pita z połową opakowania taramasalaty, która ma 4 punkty za łyżkę!!!

Także grzechów było wiele, i mimo, że każdy z nich wliczałam w punktacje dzienne to wiem, że zamiast tych pustych kalorii mogłam wybrać coś bardziej zdrowego i smaczniejszego! I to nie chodzi nawet o to, że przekraczałam punkty, ale jakość spożywanych punktów czasami była marna, aż wstyd!

Ale żeby nie było, że się nie staram to jestem dumna, że w poprzednim tygodniu:
- poszłam na ZUMBĘ i wypociłam ciastka i czekoladki :))
- ani razu nie sięgnęłam po chleb :))
- cztery razy na śniadanie wypiłam zielony szejk :))
- pięć razy jednym z posiłków była sałatka ze świeżych warzyw :))
- zaczęłam używać olej lniany :))

Także myślę, że o tych pozytywach trzeba pamiętać i tylko je powtarzać, a reszta niech będzie przestrogą i dobrą lekcją na przyszłość.
Pozdrowienia zza arbuza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz